niedziela, 25 maja 2014

relacja z Maróza



Pięć miesięcy temu namawiałam was do udziału w Spotkaniach Organizacji Działających na Obszarach Wiejskich w Marózie. Niestety nikt oprócz mnie nie skorzystał z tej możliwości – a szkoda. Nawet miejsce w samochodzie było wolne, a koszty podróży podzielone przez wszystkich jadących na prawdę nie są zaporowe.
W każdym razie - ja byłam, wróciłam i sprawozdaję.


W tym roku urzędy marszałkowskie nie organizowały dojazdu. Wiele osób wykluczyło to z udziału, ale przecież nie mnie. Dojechałam i wróciłam z Iwoną i Karolem reprezentantami lublinieckiego hufca ZHP. Większość uczestników właśnie w ten sposób poradziła sobie z problemem – pomimo, że organizatorzy nie udostępniali danych kontaktowych do uczestników ci skrzykiwali się różnymi drogami i przyjechali wspólnymi ekipami samochodowymi. Miało to dodatkowy aspekt integrujący – w końcu nic tak Polaków nie jednoczy jak przeciwności losu ;) 

To było już 13. Spotkanie, a dla mnie drugie. Dopiero pracując w LGD usłyszałam o nich (do miasteczek i miast małopolskich taka informacja nie docierała). Tym razem przyjechało ponad 300 pozytywnie nakręconych osób, które w całej Polsce, w mniejszych i większych wsiach, 






mało nas było ze Śląska, bardzo mało

różnorodnych jak różnorodny jest nasz kraj, są sołtysami, radnymi, założycielami i działaczami wiejskich organizacji – rad sołeckich, stowarzyszeń odnowy wsi, stowarzyszeń społecznych, kulturalnych, kół gospodyń wiejskich, grup nieformalnych, rad rodziców, pracownikami goków i bibliotek, opiekunami świetlic wiejskich itd. Byli i tacy bardzo młodzi i tacy z kilkudziesięcioletnią praktyką. Wszyscy jednakowo chętnie dzielili się swoimi doświadczeniami, opowiadali o sukcesach i porażkach.

W tym roku organizatorzy zaproponowali  każdemu uczestnikowi : udział w dobrej praktyce, udział w grupie tematycznej zwanej koszykiem, oraz udział w warsztacie. Program jak zwykle nabity i tak atrakcyjny tematycznie i potrzebny, że każdy chciałby się wielokrotnie sklonować. A poza tym sporo było czasu na integrację i rozbudowany program kulturalny.

Ten rok był dla mnie rokiem wyborów alternatywnych (trafiły mi się wskazania drugiego wyboru). Jak się okazało – nie ma jednak tego złego.

W czwartkowe popołudnie drogą eliminacji zaliczyłam dobre praktyki z ochrony dziedzictwa u Krystiana Połomskiego z Fundacji Wspomagania Wsi (Problemy Polaka z dziedzictwem przestrzeni wsi). Wprawdzie na bieżąco śledzę to, co robi i przygotowuje FWW odnośnie dziedzictwa  ale jak się okazuje zawsze znajdzie się coś nowego, inspirującego.  Wystąpienie Krystiana oparte było o dwie publikacje: "Rzecz o dziedzictwie na wsi. Rady, przykłady, informacje" ( doskonała ściąga dla tych, którzy nie wiedzą co zrobić z zabytkiem, którym muszą zarządzać  e-book , PDF, książkę mogę udostępnić) i zbiór reportaży Filipa Springera „Wanna z kolumnadą”. 
Poznaliśmy dobrą i złą praktykę związaną z przewodnim tematem: rewitalizację cerkwi w Dubiecku i wpływ hotelu Gołębiewski na krajobraz Karpacza.
Szczególnie drugi przykład wzbudził emocjonalną dyskusję, niestety dyskutantów bardziej wciągnęła kwestia czy właściciel jest uczciwym i miłym przedsiębiorcą niż meritum – że hotel bezspornie jest koszmarem architektonicznym, a jego wpływ nie tylko na krajobraz, ale i na rozwój miejscowości jest wybitnie negatywny.
Dużo było narzekania na brak współpracy samorządu z kuriozalnymi wręcz przykładami korespondencji urząd-stowarzyszenie (lub od drugiej strony - na brak odzewu mieszkańców np. na możliwość konsultowania Miejscowego Planu Zagospodarowania Przestrzennego), ale nie było czasu na to, żeby zastanowić się kto i jak powinien ten problem próbować rozwiązywać i jak skutecznie edukować przedstawicieli samorządu i mieszkańców.
Obejrzeliśmy też piękny film (będę go chciała pokazać podczas EDD we wrześniu). Jeśli ktoś lubi oglądać filmy w Internecie polecam: „Pamięć domu” dokument o przemianie krajobrazu wsi podlaskiej, ale tak na prawdę każdej innej polskiej wsi. Szczególnie polecam uwadze i refleksji wypowiedzi rdzennych mieszkańców i ich argumenty.

Takie formy jak nasza „dobra praktyka”  odpowiadają mi najbardziej – kiedy po wprowadzeniu uczestnicy dzielą się swoimi przykładami, rozwiązaniami, problemami. Poszła bym nawet dalej w stronę wymiany doświadczeń w określonych specjalistycznych dziedzinach.  Niestety Górny Śląsk nie dorobił się podobnych spotkań na swoim terenie (a przynajmniej informacje o nich nie docierają nawet do tak dociekliwych poszukiwaczy jak ja). Możemy jedynie zazdrościć pozostałym Ślązakom takich wojewódzkich spotkań, wewnętrznych programów wymiany doświadczeń i liczyć na to, że w kolejnym roku znowu zakwalifikujemy się do Maróza i tam chociaż częściowo wypełnimy naszą lukę poznawczą.

Wieczorem kolacja czyli ognisko i świetny koncert zespołu Czeremszyna, przy którym szalała cała marózowa społeczność. 

Drugi dzień rozpoczęłam warsztatami z rzecznictwa. Maja Branka pokazał jakie błędy popełniamy mówiąc o tym co robimy, dlaczego informacje nie osiągają zamierzonych przez nas efektów, jak mówić, żeby cel osiągnąć. Niby proste, ale jak tu nie używać słowa „projekt”? ;) Zdecydowanie najwięcej korzyści wyniosłam właśnie z tych zajęć.  Materiały do tego warsztatu można znaleźć w podręczniku „Docenić bibliotekę – jak skutecznie prowadzić rzecznictwo”.


Oprócz treści warsztatowych nastąpiło tu ważne działanie – wszyscy uczestnicy grupy przedstawili się - kim są i co robią. Takie przedstawienie powinno zostać zaplanowane jako element każdej grupy spotkaniowej. Zwiększa się wtedy pole porozumienia pomiędzy uczestnikami, powstaje obszar do dyskusji na przerwach czy na wieczornych spotkaniach. Takie autoprezentacje całej grupy trwają średnio 15-20 minut. W czterogodzinnych spotkaniach to  niewiele, a w kontekście efektu – bardzo znaczący kwadrans.


i specjalność Maróza – zajęcia integracyjne. Dotychczas (do ubiegłego roku) były to przygotowania do marózowego kalendarza. Od ubiegłego roku zmieniła się formuła. W kilkunastoosobowych grupach przygotowywaliśmy improwizowaną inscenizację (przypomniało mi to dawne harcerskie skecze prezentowane na ogniskach). Świetna zabawa dla przedstawiających. Jak się okazało wieczorem – jeszcze lepsza dla oglądających.

Po południu miałam spotkanie w "koszyku". Żaden z koszyków od początku nie był tym, który w 100% by mnie interesował, ale każdy temat jest takim, w którym jakoś się odnajduję. Najbardziej interesowała mnie organizacja na zakręcie, najwięcej mogłam sprzedać w koszyku „świetlica”, ale trafiłam na seniorów. Żałuję, że się nie „podpięłam” pod grupę, która mnie interesowała. Tym razem nie do końca byłam zadowolona z przydziału. Dlatego pierwszą część koszyka uczestniczyłam na tyle aktywnie, na ile czułam się w nim kompetentna, a odpuściłam sobie drugą część (tu dodatkowo zaważyły słabe warunki pracy – 2 różne grupy koszykowe w jednej sali, duszna sala, zmęczenie) i poświęciłam czas na zgłębienie tematu, który mnie interesuje czyli osobistemu spotkaniu z dziełem Filipa Springera. Dzięki temu czas przewidziany na pracę wykorzystałam z maksymalną korzyścią.

Wieczorem kolejne plenerowe wieczerzanie, prezentacje skeczy i Jarmark Inicjatyw Wiejskich. 
Prezentacje – rewelacje (aż się narzuca temat teatrów i kabaretów wiejskich, grup obrzędowych do większego wykorzystania w kolejnych dobrych praktykach)
Zobaczcie jak grupy poradziły sobie z instrukcjami obsługi sprzętów: instrukcja 1, instrukcja 2, instrukcja 3 i tak jeszcze 12 razy.
Jarmark – moim zdaniem wyczerpała się formuła tego punktu programu -  bardzo mało było prezentowanych inicjatyw, mało nowych wystawców. Ale i tutaj zaraziłam się – grą na cajon! Proste, tanie – a jak cieszy :) Chciałabym usłyszeć  takie granie przy fontannie :)

Trzeci dzień to podsumowania, marózowa orkiestra i pożegnania. 

Dla zachowania dynamiki - śpiewne i ruchowe przerywniki

Cajony z Doliny Kacanki http://www.cajon.dolinakacanki.pl/

można było znaleźć transport powrotny, dwóch do brydża, wyznać miłość Marzenie, zaproponować jakieś działanie integracyjne


Wyjeżdżaliśmy prawie jako ostatni, chociaż dziewczyny z Podkarpacia miały przed sobą  9 godzin jazdy. My tym razem prosto do celu bez postoju, w 5 i pół godziny.

Zastanawialiśmy się przez chwilę w gronie uczestników co takiego jest w Marózie, że na 2 dni jadą tutaj ludzie nawet po 12 godzin w jedną stronę. Co takiego sprawiło, że spotkanie ma taką renomę, że wręcz nie wypada nie być w Marózie, a odrzucenie z listy uczestników wzbudza protesty i żale. Że nie znamy drugiego takiego ogólnopolskiego spotkania.
Z pewnością nie bez wpływu jest to, że całość kosztów pokrywają organizatorzy (opłata jest symboliczna, dojazd bywał dotychczas bezpłatny, a i obecnie jest na kieszeń /pracującego/wiejskiego działacza). 
Samo miejsce też jest ogromnym atutem – wytężona praca w mazurskich okolicznościach przyrody jest przyjemnością. 


Decydujący na pewno jest program. Ja nawet nie wybierałam się do Maróza kiedy poruszano kwestie współpracy ngo - samorząd, bo szkoda mi czasu na poznawanie teorii działania maszyny, której nie mogę używać. Ale są tacy, którzy jadą niezależnie od tematu. 
Gdyż sednem tego wyjazdu jest SPOTKANIE. Gdyż to „spotkanie” – relacja, a nie forma (nazwa) wydarzenia, jest kluczem do popularności marózowej konferencji. I nie chodzi tylko o spotkanie z poznanymi już kiedyś uczestnikami, ale także o spotkanie z nowymi pomysłami, inicjatywami, rozwiazaniami, o swobodny przepływ myśli i wrażeń.
Uczestnicy określali wyjazd do Maróza jako nagrodę, zachętę, wyróżnienie, napęd, inspirację. To chyba najlepsza jego rekomendacja na przyszłość dla tych, którzy tym razem się nie zdecydowali.

Przydługo? A to tylko po łebkach i krócej się nie dało.jak znajdę czas to wrzucę linki do inicjatyw, które poznałam na spotkaniu. Na razie jak zwykle służę materiałami zebranymi podczas spotkań. Będą dostępne w galerii (kiedy ją już otworzymy) 


A na koniec jeszcze uczestnicy i organizatorzy o tegorocznym Marózie.

Dziekuję organizatorom za możliwość udziału w tym wydarzeniu.
Prowadzącym za refleksje, wiedzę i umiejętności.
Iwonie i Karolowi za wspólne 13 godzin "drogi na Ostrołękę" i wiedzę na temat naszego hufca
Wszystkim uczestnikom za całą pozytywną energię :)
Do zobaczenia za rok (i w międzyczasie :))

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.